Rok założenia: 1962
w Ostrowi Mazowieckiej

Towarzystwo Miłośników Ziemi Ostrowskiej

„Cudze znać warto, swoje obowiązek …”  Zygmunt Gloger


Coś tu jest nie tak…

Na stronie internetowej TMZO pojawia się coraz więcej ciekawych opracowań mówiących o historii miasta i powiatu, ale przede wszystkim o ludziach, którzy tę historię tworzyli. I o to nam chodziło! Wiele z poruszanych tematów było dotychczas albo w ogóle nieznanych, albo trzeba ich było szukać w różnych rozproszonych źródłach, też zresztą nie zawsze znanych i dostępnych. Niektóre z nich były opublikowane dawno temu i pozycje te są często trudno osiągalne, jak chociażby praca magisterska Janusza Wojsza traktująca o bitwie pod Nurem w roku 1831. Dlatego dobrze się dzieje, że takie ostroviana pojawiają się sukcesywnie na naszej stronie. Przydarzają się co prawda czasem jakieś wpadki, ale podobno ustrzec się błędów może tylko ten, kto nic nie robi. Być może powinniśmy zastosować bardziej wnikliwą, merytoryczną redakcję nadsyłanych tekstów. Nie po to aby je cenzurować, ale aby wyeliminować, wspólne z autorem (jeśli to możliwe) niejasności i pomyłki. Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku wspomnień wojennych p. Józefa Rządzkiego o Samodzielnej Grupie Operacyjnej "Narew" i o walkach przez nią stoczonych we Wrześniu ’39. Jest mi niezbyt zręcznie pisać o tym, gdyż pan Rządzki już nie żyje, a ponadto był dla mojego pokolenia swoistą ikoną z uwagi chociażby na jego tragiczne losy w okresie powojennym. Jednak z uwagi na zbyt wiele błędów i przeinaczeń, jakie się w tej relacji znajdują, trudno nie odnieść się do niej krytycznie i to z kilku względów. Dostęp do Internetu jest powszechny i praktycznie każdy może ze strony tej korzystać, biorąc za dobrą monetę zamieszczane na niej informacje. Ponieważ ma ona między innymi za zadanie propagowanie naszej lokalnej historii, powinniśmy zadbać o rzetelność i zgodność z faktami. Z tych samych względów należy się wystrzegać nawet niewinnych na pozór literówek, jeśli mogą one zmieniać sens lub wprowadzać w błąd, tak jak to ma niestety miejsce w tym przypadku.  Nie wiem czy zostały one popełnione przez autora, czy wynikły raczej z niestarannego przepisywania tekstu na komputerze. Zacznijmy zatem od tych lżejszych błędów, w umieszczonym na początku artykułu Ordre de Bataille SGO „Narew”. Od razu też zgłaszam uwagę, że jest on niekompletny gdyż brakuje wielu jednostek jak na przykład 18 dac, 18 baon saperów, bateria plot. itd.


   
 ppłk dypl. Witold Sztark               płk dypl. Stefan Kossecki               płk Aleksander Hertel
                    

Zwracam też uwagę, że dowódca 18 Dywizji Piechoty był oficerem dyplomowanym i jego stopień powinien być podany w pełnym brzmieniu - płk dypl. Stefan Kossecki. Dotyczy to również podpułkowników: Lucjana Stanka i Adama Zbijewskiego. Taką informację można pominąć w dalszym tekście, ale przy podawaniu Ordre de Bataille wojsk, jest ona moim zdaniem konieczna. Literówki przy nazwach 1, 2, 5 i 10 pułków ułanów (p.wł. i p.nł. zamiast p.uł.) czynią te skróty całkowicie niezrozumiałymi, podobnie jak w przypadku 3p.p. szwoleżerów. P.p. oznacza pułk piechoty, a szwoleżerowie byli przecież elitą naszej kawalerii i zaliczenie ich do piechoty byłoby dla nich śmiertelną obrazą. Być może to chochlik jest winien, że gen. bryg. Zygmunt Podhorski stał się gen. Podkorskim, a ppłk Żyborski został zmieniony na Zybowskiego. W przypadku tego ostatniego mamy do czynienia już z poważniejszym błędem. Oficer ten był bowiem dowódcą 14 dywizjonu artylerii konnej, a nie jak podano - 10 dak. W Wojsku Polskim w roku 1939 nie było już 10 dak-u, gdyż został on rozformowany dwa lata wcześniej, a ponadto nigdy nie należał do brygad kawalerii z naszego regionu (stacjonował na południu Polski i wchodził w skład 10 Bryg. Kawalerii). Poważnym błędem jest również „zmiana” na stanowisku dowódcy 18 palu. Od 18 lipca 1938 roku pułkiem tym dowodził ppłk dypl. Witold Sztark, a nie płk Aleksander Hertel, który był dowódcą Piechoty Dywizyjnej 18 DP, czyli pierwszym zastępcą płk dypl. Kosseckiego i o tym wszyscy oficerowie dywizji z pewnością musieli wiedzieć.
                                                  


wrześniowy krajobraz

To były te lżejsze błędy, ale niestety, nie jedyne. Gen. Heinz Guderian nie dowodził niemiecka dywizją pancerną, która ”…wkroczyła na ziemie polskie w rejonie Myszyńca, Mławy i Pułtuska”. Ojciec niemieckiego blitzkriegu był dowódcą XIX Korpusu Armijnego i przez pierwszy tydzień września walczył na Pomorzu, między innymi w rejonie Borów Tucholskich. Po zajęciu „korytarza” jego korpus został przerzucony do Prus Wschodnich w rejon Ełku i stąd skierowany pod Wiznę na prawe skrzydło SGO „Narew”, z zadaniem przełamania polskiej obrony i dalekiego zagonu w stronę Brześcia. Jednostki, które opanowały Różan i Brok należały natomiast do 3 Armii gen. Georga von Küchlera, która od 1 września nacierała z Prus Wschodnich na linię Narwi i w kierunku Warszawy. Ciekawostką może być tutaj fakt, że zarówno Narew pod Różanem jak i Bug w Broku sforsowała nie żadna dywizja pancerna, ale jedyna w niemieckiej armii brygada kawalerii. Gwoli też ścisłości dodajmy, że wojna nad Narwią rozpoczęła się nie o godz. 4.45, ale o 4.30, kiedy to niemieckie samoloty pojawiły się nad Łomżą i wkrótce zbombardowały tamtejszy dworzec kolejowy. (Powyższe dane pochodzą z meldunków do sztabu SGO „Narew”).

Wszystkie te mankamenty bije jednak na głowę bardzo sugestywny opis wypadu 3 kompanii 71 pp na Kadzidło. Aby się upewnić, zajrzałem do opracowania „18 DP w czasie Wojny Obronnej Polski w 1939 r.”, oraz innych materiałów historycznych traktujących o działaniach wojennych nad Narwią we Wrześniu. Bezcenna jest zwłaszcza ta pierwsza pozycja gdyż napisał ją zespół oficerów 18 DP, posiłkujący się meldunkami i raportami (zarówno polskimi, jak i niemieckimi), a także licznymi relacjami uczestników, spisanymi bardzo często jeszcze w okresie wojny. Są tam opisane dzień po dniu i godzina po godzinie, działania wszystkich oddziałów dywizji z nazwiskami dowódców, a często i zwykłych żołnierzy. Nie ma tam natomiast ani jednego słowa o walkach 3 kompanii por. Rządzkiego w Kadzidle! Z tych materiałów wyłania się natomiast całkowicie inny obraz walk na terenie Kurpiowszczyzny. Dla porównania z wersją p. Rządzkiego, pozwolę sobie przedstawić go nieco szerzej, acz w dużym skrócie.


 
punkt obserwacyjny 18 PAL                                    18 PAL we wrześniu 1939

1 września Niemcy zajęli Myszyniec, a następnego dnia Kadzidło (ok. godz. 10.00). W związku z tym dowódca SGO wydał (2.09. o godz. 12.00) rozkaz odbicia Myszyńca (a nie Kadzidła). O godz. 14.00 do sztabu 18 DP został wezwany d-ca 71 pp ppłk dypl. Zbijewski oraz por. Naparliński – dowódca 2 kompanii 71 pp (a nie por. rez. Józef Rządzki, który dowodził 3 kompanią). To 2 kompania otrzymała rozkaz zaatakowania o świcie Myszyńca i wzięcia przede wszystkim jeńców (oficerów lub podoficerów), gdyż strona polska nie miała aktualnych informacji o przeciwniku. Transport kompanii pod Myszyniec odbył się kolejką wąskotorową. Mimo tego udogodnienia, na miejsce dotarła ona z dużym opóźnieniem i już za dnia uderzyła z marszu na zmotoryzowany oddział w Myszyńcu. Atak zakończył się katastrofą. Silny niemiecki ogień odrzucił polskie natarcie i spowodował ogromne straty. Poległo ok. 30 żołnierzy (w tym dwaj dowódcy plutonów - ppor. Malanowski i ppor. Kasprzycki ), a ok. 60 rannych (w tym d-ca kompanii) dostało się do niewoli. Resztki rozbitego oddziału pod dowództwem ppor. Lubienieckiego wycofały się do Nowogrodu. Tego samego dnia ok. godz. 15.00 d-ca dywizji wezwał ponownie ppłka Zbijewskiego  i wydał mu rozkaz uderzenia o świcie 4 września, dwoma batalionami 71 pułku na Kadzidło i Dylewo. Po morderczym nocnym marszu przez głębokie piachy, dopiero ok. godz. 10.00 oddziały dotarły na pozycje wyjściowe do ataku. Wysłane przez 71 pp i 18 pal patrole bojowe nie stwierdziły jednak ani w Kadzidle, ani w Dylewie obecności nieprzyjaciela, który w nocy z 3 na 4.09. odszedł w kierunku Baranowa i Różana. Spóźnione o 24 godziny natarcie trafiło więc w próżnię i polskie oddziały wróciły z niczym do rejonu Nowogrodu. Nie było więc opisanego przez p. Rządzkiego, zwycięskiego ataku jego kompanii na Kadzidło. Być może  autor miał na myśli inny fragment walk we wrześniu 1939 r? do pewnego stopnia jego relacja przypomina bardzo udany wypad 71 pp, wspartego II dywizjonem 18 palu i 18 dacem, na niemiecki oddział pancerny w rejonie wiosek Jakać i Szabły, nad ranem 10 września. Atak, którym dowodził płk Aleksander Hertel, rozpoczął się o godz. 3.30. Zaskoczony na noclegu niemiecki oddział został całkowicie rozbity. Zniszczono i zdobyto kilka (kilkanaście) czołgów, 8 nieuszkodzonych dział, kilkadziesiąt samochodów i dużą ilość motocykli, a także wóz sztabowy z mapami.  Szczególnie wyróżniły się w tym natarciu dwie kompanie 71 pp: pierwsza, dowodzona przez ppor. Stefana Janickiego i, co należy podkreślić, trzecia por. Józefa Rządzkiego, które uderzyły z impetem na bagnety, rozpędzając i zmuszając nieprzyjaciela do panicznej ucieczki. To są fakty i być może o to chodziło.  

Kolejne nieścisłości dotyczą odwrotu polskich oddziałów znad Narwi. O okrążeniu SGO „Narew” można mówić dopiero od godziny 15.00 10 września, kiedy to po przełamaniu pozycji pod Wizną, zmotoryzowane pododdziały korpusu gen. Guderiana wjechały do Zambrowa. Decyzję o odwrocie dowódca SGO gen. bryg. Młot-Fijałkowski, przekazał pułkownikowi Kosseckiemu tuż przed zajęciem Zambrowa przez Niemców. Miało to miejsce ok. godz. 14.00 w dworze Radogoszcz k/Śniadowa. Jeśli taki rozkaz byłby wydany 8 września (jak pisze p. Rządzki), 18 DP zdołałaby wycofać się w porę na linię Bugu.

 
na drogach odwrotu                               walki pod Zambrowem


Natomiast niewiarygodne są fragmenty wspomnień dotyczące prób przerwania niemieckiego pierścienia pod Andrzejewem. Jest na ten temat zbyt wiele relacji świadków i uczestników tamtych wydarzeń, aby przejść bez komentarza wobec informacji podanych przez p. Rządzkiego. Ograniczę się do tych najistotniejszych.

Z zachowanych dokumentów i relacji oficerów dywizji wynika, że resztki 71 pp (w tym mocno przerzedzona po wcześniejszych walkach 3 kompania por. Józefa Rządzkiego) dotarły w okolice Łętownicy wczesnym rankiem 12 września. Dowódca dywizji poprowadził osobiście pierwsze (a nie drugie) natarcie na Andrzejewo i nastąpiło ono co najmniej godzinę po terminie podanym we wspomnieniach (o godz. 8.30 sztab dywizji otrzymał dopiero meldunek od konnego zwiadu, że Andrzejewo jest zajęte przez Niemców). Por. Władysław Wujcik tak wspomina ten atak: „…Płk Kossecki – prowadzący natarcie w pierwszej linii, w rogatywce i widoczny z daleka, pada ścięty ogniem ckm. Własne oddziały, pozbawione dowódcy, zaczęły się cofać…”. Nikt wtedy nie zawiózł płka Kosseckiego do lazaretu, jak pisze p. Rządzki, lecz pozostał on tam gdzie padł. Jeden z podoficerów (st. sierż. Marcz), który znalazł się nieopodal rannego dowódcy, przekazał płk Hertlowi w Łętownicy jego ostatni rozkaz: „…dowództwo dywizji ma objąć płk Hertel. Dywizja nie może się poddać. Ma walczyć do wieczora, a potem przebić się choćby pojedynczo”.  Sądzono, że płk Kossecki zmarł z ran. Wkrótce po jego ciało wyruszył 20-osobowy oddział ochotników, ale na otwartym polu został skoszony z cekaemów.
                
 
pobojowisko                                          polskie tabory pod Andrzejewem


Drugie natarcie wyruszyło o godz. 14.30 (a nie o 13.00). Gdy dotarło ono do rejonu, w którym załamał się pierwszy atak, okazało się, że płk Kossecki jest wprawdzie nieprzytomny, ale żyje. Mimo niemieckiego ostrzału, kierowca „łazika” plut. Edmund Barański zabrał go z pola i przewiózł do punktu opatrunkowego w mleczarni w Łętownicy (a nie do szpitala polowego, bo takowego po prostu nie było), gdzie po reanimacji d-ca 18 DP odzyskał przytomność. Rany były ciężkie, pułkownik Kossecki otrzymał 5 postrzałów (słyszałem też wersję o 7 ranach) w brzuch, rękę i nogi. Nie stracił jednak drugiej ręki, jak chce p. Rządzki (pierwszą utracił podczas I wojny w roku 1915), o czym świadczy chociażby relacja ppłka Sztarka „…gdym schylił się nad jego noszami, wziął mnie za rękę swą jedyną ręką i rzekł te znamienne słowa: „Nie rozpaczajcie, byliście dobrymi żołnierzami...”. A więc miał rękę!

Ok. godz. 20.00 12 września płk Hertel wydał rozkaz do nocnego przebicia się resztek dywizji. Sformowany został 500-osobowy oddział uderzeniowy „Taran” (p. Józef Rządzki nazywa go „kolumną śmierci”), nad którym dowództwo objął płk Hertel. Ponieważ  w porannych walkach otrzymał postrzał w nogę i nie mógł chodzić, do ostatniego szturmu wyruszył konno. Atak rozpoczął się o godz. 22.00 (a nie o 23.30). Gdy oddział dotarł w okolice żydowskiego cmentarza w Andrzejewie, Niemcy otworzyli huraganowy ogień. Mimo nocnej pory, sylwetki polskich żołnierzy, a zwłaszcza jadącego na koniu oficera, były doskonale widoczne w świetle niemieckich rakiet i stanowiły znakomity cel. Po kilkunastu minutach było już po wszystkim. Zginęło kilkudziesięciu żołnierzy i wielu oficerów, wśród nich płk Aleksander Hertel. O jego śmierci tak pisał do wdowy z obozu jenieckiego w Woldenbergu ppłk Sztark: „…Na podstawie relacji oficera Sztabu 18 DP kpt. Palęckiego Jerzego, ś.p Pułk. Hertel Aleksander, poległ w noc z 12 na 13 .IX.39 w czasie przebijania się pod Andrzejewem”. O tym że pułkownik zginął od niemieckiego ognia, mogą świadczyć też przestrzelone notatki oraz poplamiona krwią legitymacja Krzyża Virtuti Militari, wyjęte z jego munduru przed złożeniem do grobu.


legitymacja VM                                                             


notatki płk Hertla


Oficerowie 18 DP, z którymi kontaktowałem się w latach siedemdziesiątych, mówili że pułkownik został „ścięty z konia serią z ckm”. Można przytoczyć jeszcze inne opracowania, mówiące o tym, że płk Hertel zginął w boju z ręki wroga, jak chociażby majora Felicjana Majorkiewicza czy Apoloniusza Zawilskiego: „…W czasie walki poległ płk Hertel, przeszyty serią ckm…”. Chyba to powinno wystarczyć? Mam jednak jeszcze zamiar dodać coś od siebie. Opis samobójczej śmierci płka Hertla przekazany przez p. Rządzkiego jest wprawdzie poruszający, ale w świetle innych relacji niezbyt wiarygodny. Pułkownik nie był z pewnością histerykiem, o czym może świadczyć jego postawa podczas tych kilkunastu wrześniowych dni. Był oficerem zbyt odpowiedzialnym i zbyt dbającym o swoich podwładnych, czego dowiódł niejednokrotnie podczas 25-letniej służby wojskowej i w czasie walk wrześniowych, aby dla wyimaginowanego „zagrożenia” ewentualnym niebezpieczeństwem „zrobienia z niego Niemca”, odbierać sobie życie w takiej sytuacji. Przecież wokół, przez całą niemal noc trwały zacięte walki o przebicie się z okrążenia, walczyli jeszcze jego żołnierze i wielu z nich wyrwało się jednak z niemieckiego kotła, a w Łętownicy tysiące rannych czekały na pomoc. Im wszystkim potrzebny był żywy dowódca, którego cenili i któremu wierzyli i on doskonale wiedział, że ma wobec nich obowiązki. Dlatego uważam za całkowicie niewiarygodne, że w takiej chwili zamiast dowodzić, on wygłasza jakiś melodramatyczny tekst (który słyszy jedynie p. Rządzki), zakończony strzałem z…. No właśnie, z czego? W Wojsku Polskim w roku 1939  kadra oficerska nie używała rewolwerów. Regulaminową bronią krótką były pistolety. Posługiwali się nimi oficerowie wszystkich szczebli, vide liczne zdjęcia z epoki.

Ktoś może powiedzieć, że czepiam się drobiazgów. A to nie ten dzień, a to godzina nie taka, a to rewolwer zamiast pistoletu. Co to za różnica? Otóż różnica jest. To nie jest opowiastka o wycieczce do lasu na jagody. Podawanie precyzyjnego czasu (co często czyni p. Rządzki) sprawia wrażenie rzetelności tej relacji i ją uwiarygodnia. A jeśli te godziny nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością, jeśli nie zgadzają się z meldunkami i rozkazami? To co? Jest to wiarygodne? Czy przy okazji nie traci na wiarygodności reszta wspomnień? Trzeba też brać pod uwagę, że ktoś może posłużyć się tymi wspomnieniami jako źródłem przy jakimś poważnym opracowaniu i te nieszczęsne daty,  godziny i „fakty” pójdą w świat i zaczną żyć własnym życiem. Wiem od oficerów 18 DP, którzy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych opracowywali przebieg działań dywizji we wrześniu 1939 r., że w wielu przypadkach i niejasnościach korzystali z dokumentów jednostek niemieckich, z którymi wówczas walczyli. Skonfrontowanie przez zespół oficerów 18 DP wszystkich tych informacji, dało w rezultacie wspomniane opracowanie. I takiemu opracowaniu ja wierzę.



notatki  2                                                notatki 3

Przystępując do lektury wspomnień p. Rządzkiego, miałem naprawdę dużą nadzieję, że znajdę w nich coś, co poszerzy wiedzę o walkach 18 DP w roku 1939. Sądziłem, że będzie to relacja świadka i uczestnika, na przykład o boju z niemieckimi jednostkami pancernymi pod Jakacią, w których kompania por. Rządzkiego brała wydatny udział, albo o szturmie na Zambrów, gdzie również bardzo dzielnie walczyła. Niestety, nie znalazłem ich i stąd tym większe rozczarowanie. Nie wiem czy tak wyglądał oryginalny tekst p. Rządzkiego, czy może został poddany jakiejś przeróbce, ale już po przeczytaniu pierwszych kilku zdań widać, że coś tu jest nie tak. A szkoda…

Andrzej Mierzwiński
(Zdjęcia z archiwum rodziny płk Hertla i ze zbiorów A. Mierzwińskiego)

Towarzystwo Miłośników Ziemi Ostrowskiej
tmzo-ostrowmaz@wp.pl
Rachunek bankowy
Bank Spółdzielczy

w Ostrowi Mazowieckiej
Nr rachunku

66 8923 0008 0000 0518 2000 0001

Linki