Rok założenia: 1962
w Ostrowi Mazowieckiej

Towarzystwo Miłośników Ziemi Ostrowskiej

„Cudze znać warto, swoje obowiązek …”  Zygmunt Gloger


J. Rządzki - Moje wspomnienia okupacyjne - Halicki

W czerwcu 1942 przybył do mnie do W-wy mój konspiracyjny przełożony płk”Jagra”ps. inspektor rejonu AK Tarnobrzeg i oświadczył mi, że zostałem mianowany km-tem Obwodu AK Kolbuszowa "Kefir" .W W-wie przebywałem zgodniezpoleceniem płk.”Jagry" do odwołania, ze względu na bardzo nasilone poszukiwanie mnie przez gestapo po aresztowaniach kilku AK-ców na terenie powiatu mieleckiego. Obowiązywało mnie natychmiastowe udanie się do Kolbuszowy, miasta nieznanego mi bliżej, w którym przedtem nigdy nie byłem, mimo że Kolbuszowa sąsiaduje z Mielcem, miejscem poprzedniej mojej pracy konspiracyjnej. Obwód ten należał a raczej był w trak­cie przekazywania z inspektoratu Tarnobrzeg do inspektoratu AK Rzeszów.                                            
Płk "Jagra" nic nie taił przede mną i szczerze, naprawdę po żołniersku/ powiedział mi całą prawdę o obwodzie "Kefir", który mia­łem objął. Na wstępie poinformował mnie, że obwód jest zdezorgani­zowany, brak oficerów i podoficerów, żołnierze nie wyszkoleni, wiel­ki brak broni i działania. Wszystko, radził mi, należy zacząć od początku. Praca "powiedział" będzie ciężka, bo ludzie są sterroryzowani po ostatnich dużych aresztowaniach w szeregach N0W. Żaden ze znajomych mu oficerów nie chciał się zgodzić na objęcie obwodu, tym bardziej , że postrachem i tym, który paraliżuje każdą robotę konspiracyjną na terenie całego powiatu kolbuszowskiego Włodzimierz Halicki. Halicki był kcm-tem kryminalnej policji w Kolbuszowie, znał dobrze swój powiat, ponieważ przed wojną tam pracował również w krypo. W czasie okupacji. był prawą ręką ges­tapo, a nawet w wielu wypadkach przewyższał je. Nawet Niemcy oba­wiali się jego. Sprytny, węszący wszędzie, bystry i zdecydowany wróg wszystkiego co polskie. Zawsze ostrożny, chodził ubezpieczony z żandarmami i granatową policją, zawsze z bronią, a później z psem wilczurem. Młodszy jego brat służył w Schutzpolizei na Śląsku. Osobiście widziałem go w mundurze policji niemieckiej i nawet roz­mawiałem z nim, gdy był w Kolbuszowej u swego brata. Chełpił się sukcesami Niemców na frontach. Później wstąpił do SS.
Po takim przygotowaniu mnie przez płk."Jagrę", jako zdyscypli­nowany żołnierz opuściłem W-wę i zaopatrzony w lewe dowody, jako specjalista od melioracji, pod przybranym nazwiskiem Kordyszewski zjawiłem się w Kolbuszowie nad Nilem. Nilrwiele miałem czasu na rozmyślanie, musiałem energicznie i niezwłocznie zabrać się do zreorganizowania obwodu, d-ców, funkcji itp. Alibi miałem dobre, bo zatrudniony zostałem jako specjalista "Bei polnische Nilflussregulierung". Musiałem być czujny, bo już po tygodniu pracy poz­nałem Halickiego poprzez km-ta komisariatu policji granatowej Rychla naszego oddanego człowieka,konspiracyjnego km-ta WSOP w "Kefirze". DokumenttJ miałem dobre. Przy przekazywaniu obwodu "Jagra" nadmienił mi, że na Halickiego został wydany wyrok śmier­ci przez WSS /Wojskowy Sąd Specjalny/. Na moje pytanie dlaczego nie wykonano wyroku dotychczas, otrzymałem odpowiedź, że nie ma kto, brak wyszkolonych ludzi, brak dywersji w obwodzie. Czy wina Halickiego była aż tak wielka, czy też tylko poszlaki i domysły. Wg zebra­nych dochodzeń i dowodów Halicki spowodował aresztowanie i osa­dzenie w Oświęcimiu 16 obywateli polskich z pow. kolbuszowskiego, a mianowicie: dwóch braci Dobrowolskich Zbigniewa i Aleksandra Ottona,  Jedynacki Stanisław, Dec Stefan, Piórek Franciszek i Piórek Ju­lian /ten wrócił i żyje/ Pilch Aleksander /AK/ wrócił i żyje/, Ksiądz Wojciech Słonina /żyje/ doktor Anderman, Czachor Józef, Wilk Józef, Kaczor Bolesław, Nocoń, Leśniewicz Józef, Wojtowicz Stanisław  i inni.
 Co pisze w swych wspomnieniach "Góral" /W.Wąsowicz/ później­szy Km-t Korpusu Bezpieczeństwa w "Kefirze":
..."Po raporcie tym w końcu maja 1941 r. zgłosiłem się w Kolbuszo­wej na posterunku pol. kryminalnej u k-ta Halickiego Włodzimierza, nacjonalisty ukraińskiego. Kolbuszowa jako powiat mały, został wy­siedlony w 3/5 cz.Na terenach wysiedlonych, Miemcy potworzyli poligony: Zachodnią część zajęło SS, północną Wehrmacht i północno - wschodnią Luftwaffe. Na czele starostwa stał Twardoń landrat, rzekomo b. urzędnik polski z Katowic, znający dobrze język polski. Załoga posterunku kryminalnego składała się: Halicki k-dant, Surma, Mazur, Borejko, Ukrainiec i ja. W niedługim czasie ob. Mazur i Borejko przeniesieni zostali do Lwowa, zaś kolega Surma zmarł na gruźlicę. Na miejsce ubyłych, przydzielono ob. Szpyrkę i Batko. Ten ostatni rzekomo Ukrainiec-nacjonalista. Halicki jako wywiadow­ca policji państwowej, pracował do wojny 7 lat w komórce śledczej przy komendzie powiatowej w Kolbuszowej.
Dzięki znajomości stosunków osobowych i miejscowych na terenie powiatu kolbuszowskiego, Halicki zaawansowany w współpracy 100% z okupantem, miał ułatwioną pracę w likwidacji patriotów polskich, zbiorowo i pojedynczo /na miejscu rozstrzeliwanych i likwidowa­nych w obozach/. Halicki bezpośrednio łączył się z gestapo w Rzeszowie za pomocą swych łączników. Toteż ludność miejscowa by­ła zdezorientowana i przygnębiona, nie orientowała się co się dzieje, że tyle najlepszych Polaków ginie na terenie powiatu kolbuszowskiego. Na krótko przed moim przybyciem do Kolbuszowej zosta­ło rozstrzelanych około 60 mężczyzn młodych w Przewrotnem k/ Ra­niżowa za to, że przed wojną byli Wiciowcami. Nie było dnia, żeby  nie zostały dokonane aresztowania przez gestapo. Ludność powiatu  była tak sterroryzowana, że nikt formalnie nie wychodził poza dom. Ja osobiście wpadłem lekko w tym czasie, na skutek doniesienia do gestapo w Rzeszowie, że uprzedziłem Wójtowicza z Kolbuszowej  przed aresztowaniem. Wójtowicz zlekceważył sobie moje uprzedzenie,  został aresztowany i zginął w obozie. Żona Wójtowicza wypowiedziała się nieopatrznie, o uprzedzeniu przeze mnie jej męża, o czym
 dowiedział się Halioki i doniósł o mnie. Zostałem w tej sprawie wezwany do gestapo w Rzeszowie i po przesłuchaniu zatrzymano mnie. Nie wiem co miało mnie spotkać za to, lecz dzięki Vollertowi,/Niemiec/, któremu podlegaliśmy służbowo, jako kierownikowi komisariatu kry­minalnego, zostałem uwolniony. Na osobności Vollert powiedział mi, "to jest ostatnia próba".  
Halicki nie miał do mnie zaufania, ukrywał przede mną wszystkie ważniejsze sprawy. Szczerze mu oddanym był Batko, którego używał do spraw nawet politycznych. Batko prowokował chłopów w okolicz­nych wsiach, ubierając furażerkę z orzełkiem polskim, wchodząc wieczorami do domów chłopskich - podając się za partyzanta pols­kiego. Tym sposobem udało im się zlikwidować kilku chłopów Bogu ducha winnych. Pamiętam jeden wypadek. Halicki wysłał Batkę w oko­licę Sokołowa i tym sposobem zatrzymał chłopa, który posiadał re­wolwer bębenkowy, stary, zardzewiały i w ogóle nie nadający się do użytku. Podejrzanego wraz z tą bronią, przekazał na posterunek pol. granatowej w Sokołowie - w celu dostarczenia go do Kolbuszo­wej. Nazajutrz podejrzany został dostarczony, ale oprócz tego przyjechał k-dant żandarmerii leutnant /nazwiska nie wiem/, który prosił Halickiego, by ten nie robił o tej sprawie doniesienia gdyż nie należy broni tej uważać za broń, a tylko szmelc i jako karę zastosować podejrzanemu chłostę z 10 pałek, by na przyszłość był mądrzejszy. Halicki przyrzekł Niemcowi, że sprawę tę załatwi po jego myśli, lecz Niemiec jeszcze dobrze nie wyszedł z posterun­ku, a Halicki już powiadomił telefonicznie gestapo w Rzeszowie. Po upływie około godziny, na posterunek wpadło 2-ch "oprawców" gestapo i jeden z nich zapytał Halickiego o zatrzymanego. Gestapo­wiec wyciągnął z pokrowca "parabellum" i stojącego pod ścianą po­dejrzanego uderzył w głowę tak silnie, że mózg wypłynął. W agonii
wywieźli podejrzanego do lasu. Za parę dni Batko wybrał się powtórnie w okolice Sokoława w podobnej sprawie, lecz powrócił dru­giego dnia, ale już w trumnie i nieszkodliwy. Ciężko ubolewał nad Batką Halicki, lecz cóż nie mógł go wskrzesić.
Na miejsce Batki  został przydzielony do posterunku nowo przy­jęty Twardosz Tadeusz, ten chociaż młody był nieszkodliwy.
W  zamkniętym getcie, był  głód. Młodsi Żydzi przekra­dali się nocą do wsi za pożywieniem. Pewnego razu dwóch Żydków prowadziło kupioną jałówkę nocą przez wieś Kupno i zostali napad­nięci przez 7 chuliganów, którzy jałówkę tą zabrali im. Ponadto pod pretekstem zwolnienia jałówki wyłudzili od poszkodowanych 300 złotych gotówką. Jałówkę tę osobnicy ci w osobach 2-ch braci Węgrzynów, Jeża, Dudka i innych zabili, dzieląc się mięsem a za gotówkę kupili wódki urządzając sobie libację. Pokrzywdzeni, bez  względu na własne bezpieczeństwo, zgłosili o tym na posterunku. Sprawę tę Halicki przydzielił mnie. Z miejsca zatrzymałem wszyst­kich podejrzanych. Dochodzenie miałem już na ukończeniu, gdy do­wiedziałem się, że Halicki przyobiecał rodzinom podejrzanych zwol­nić, po otrzymaniu pewnej łapówki. Gdy upewniłem się, że Halicki przyjął gotówkę tytułem zwolnienia podejrzanych 2„400 złotych i 2 świnie, nie ulegało wątpliwości ,że podejrzani zostaną zwol­nieni. Wówczas w czasie nieobecności Halickiego sprowadzałem po jednym podejrzanym z aresztu na posterunek i sprawiłem im takie manto, że przypomniała im się prababka, a ja dotąd nie wiedziałem, że posiadam takie zdolności sportowe i energię. Wieczorem tego dnia Halicki podejrzanych zwolnił. Widocznie podejrzani postanowi­li zemścić się na mnie i w roku 1949 oskarżyli mnie w b.Urzędzie Bezpieczeństwa w Kolbuszowie o zadanie  ciężkiego uszkodzenia ciała, jednemu z braci Węgrzynów. Na skutek tego zostałem nawet zatrzymany, ale po przesłuchaniu zwolniono mnie. Natomiast 18 Żydków,za przekradanie się nocą z getta, zginęło na miejscu w getcie i oprócz tego "Kahał" musiał złożyć okup w złocie.
Zwłoki rozstrzelanych wywieziono natychmiast na cmentarz, z poś­ród których było 2 c. rannych. Zabrano ich z powrotem do getta lecz nie na długo, bo już drugiego dnia gestapo wiedziało o tym i ran­ni musieli sami o własnych siłach iść na cmentarz oddalony około 2 km i tam zostali rozstrzelani.
Inny wypadek. Na terenie Majdanu, wsi nie pamiętam, został oskar­żony ob.Sobol Franciszek przez swą kochankę /nazwiska nie pamiętam/ mąż jej był w armii niemieckiej, o  posiadanie krótkiej broni pal­nej, którą to bronią oskarżony miał usiłować dokonania zabójstwa owej niewiasty. Oskarżony przebywał w więzieniu w Tarnobrzegu do naszej dyspozycji, gdyż terytorialnie tu należał. Sprawę tą otrzy­małem do przeprowadzenia dochodzenia i w tej sprawie udałem się na teren Majdanu. Ustaliłem w dochodzeniu na podstawie wiarygod­nych świadków, że oskarżenie to jest fałszywe. Poszkodowana w tym celu skomponowała oskarżenie, by oskarżonego pozbyć się, jako niewygodnego dotychczasowego kochanka, ponieważ wówczas poznała nowe­go amatora miłości. 0 wyniku dochodzenia powiadomiłem Halickiego telefonicanie, który polecił mi przy tym udać się do Dęby i przejąć oskarżonego, gdyż będzie on tam dostarczony przez Tarnobrzeg. Przy odbieraniu oskarżonego na posterunku w Dębie zostałem wez­wany do telefonu. Dzwonił Halicki do mnie z poleceniem: "W drodze do Kolbuszowej, jadąc przez las, zlikwidować oskarżonego Sobola". Na polecenie to odpowiedziałem mu,że ja tego nie wykonam, gdyż jest od tego sąd. Polecił mi wówczas dostarczyć po drodze oskar­żonego do posterunku w Majdanie w celu likwidacji. Na posterunku w Majdanie k-dant Tyboń odmówił przyjęcia oskarżonego. Halicki po­lecił dostarczyć wówczas Sobola do Kolbuszowej. Po przybyciu na miejsce i zreferowaniu Halickiemu ustnie wyniku dochodzenia, chcia­łem go przekonać o niewinności oskarżonego. Halicki po wysłucha­niu mnie odpowiedział, że jest mu wiadome o tym, że podejrzany po­siadał broń jeszcze przed wojną. Nie miałem słów oburzenia na to. Oskarżony Sobol drugiego dnia został r6zstrzelany. /tyle podaje "Góral"/
...ciąg dalszy meldunku "Górala"
Pasowali bardzo 'do siebie, Halicki-Twardoń, Zielke, gestapowcy z Rzeszowa, Flaschkee, Pottenbaum i trzeci gestapowiec, /nazwiska nie znam/  oraz żandarm Tannenbaum z Kolbuszowy. Byli to ludzie sadyści, którym przyjemność sprawiało maczać ręce w krwi polskiej. Halicki miał młodszego brata w armii SS. Sam Halicki otrzymał za swą gorliwą pracę dla Niemców, stopień oficerski. Starał się Halicki ile sił dogodzić Niemcom. Pewnego razu nocą, zostali wypuszczeni więźnio­wie. Na skutek tego przyjechało gestapo, ale nie mieli się kogo czepić. Halioki znalazł wyjście. Zaproponował gestapowcom, ażeby cały posterunek żandarmerii i część policji polskiej przebrali się po cywilnemu i zgłosili się na tut. posterunek kryminalny. W niedługim czasie Halicki miał do swej dyspozycji 12 żandarmów ipolicję granatową po cywilnemu. Z ludzi tych potworzył dwójki i każdej dwójce na kartce podał nazwisko i imię, oraz miejsce zamiesz­kania osoby, która miała być zatrzymana. Ja dostałem żandarma i 3 nazwiska do zatrzymania, Chodkiewiczównę, Wiśniewską i Turka. Na szczęście z wymienionych osób nie zastaliśmy nikogo w domu. Jako zakładnika żandarm zabrał za Wiśniewską, jej małoletnią siostrę, lat około 13. Matka zatrzymanej, dostarczyła zaświadczenie z Arbeitzamtu, że córka jej starsza pracuje, więc po długich staraniach, zwolniono jej dziecko. Akcja ta nie udała się, przeważnie nikogo "z podejrzanych" nie zastano w domu. Zastosowano więc system łapan­kowy w ten sposób, że niewychodząc z posterunku udało im się zatrzymać parę przypadkowych osób. Między innymi w taki sposób została  zatrzymana Bielawka Zofia, córka wysiedlonego profesora, lat około 18, która idąc do mleczarni po odtłuszczone mleko dla chorej matki, więcej do niej nie wróciła, zginęła w Tarnowie. /?/ Po pewnym czasie Halicki w towarzystwie żandarmów doprowadził nad ranem dwóch Żydów zatrzymanych we wsi Przedbórz i jak oświadczył, ci mężczyźni usiłowali podczas zatrzymania zabić go posiadanym rze­komo bagnetem. Żydków tych zlikwidowano na kolejowisku wKolbu­szowej .
Dowiedziałem się później, że Żydków tych wskazał Halickiemu ob. Rak z Przedborza, który w niedługim czasie wyjechał dobrowolnie do Niemiec na roboty" Tak podaje "Góral".
BORYNA
/Batkę zlikwidowała już moja dywersja na podst. wyroku WSS./-
Czas mijał, a Halicki działał. Była co prawda próba zlikwidowania go zaraz po moim przybyciu do Kolbuszowy i przekazaniu, a raczej po przyłączeniu mojego obwodu do inspektoratu rzeszowskiego "Rze­miosło". Nowy mój przełożony Łukasz Ciepliński "Pług" gdy mu zre­ferowałem stan obwodu oświadczył mi, że postara się Halickiego zlikwidować przy pomocy swoich ludzi. Chciał tylko wiedzieć kie­dy Halicki będzie jechał do Rzeszowa i jakim środkiem lokomocji. Jesienią 1942 r. zawiadomiłem Km-ta "Pługa", podając dokładną datę wyjazdu Halickiego do Rzeszowa. Wysłana bojówka nie wykonała zada­nia i wprost przeciwnie nastąpiła katastrofa. Gdy bojówkarze zbli­żali się do pojazdu Halickiego na szosie w lesie, Halickię. błyskawicznie strzelił do najbliższego, kładąc go trupem, a do drugiego, którego ciężko zranił, a następnie, widząc że trzeci wycofuje się, dobił rannego. Zginęli w ten sposób wartościowi i nawet doświadczeni bojówkarze, oficer  i podoficer AK.  Halicki zaś wrócił do Kolbuszowy, siejąc postrach. Jadąc do Rzeszowa cały czas trzyma broń gotową do strzału. Upłynęło kilka miesięcy, praca konspiracyjna posunęła się naprzód. Wówczas "Orlik" zamel­dował mi, że jeden z jego ludzi z kolportażu prasy sam zlikwiduje Halickiego. Nie zgodziłem się, gdy przedstawił mi plan. Wówczas ten młody, zapalony żołnierz mimo zakazu przystąpił do akcji. Miał pistolet ukryty w obandażowanej ręce, którą trzymał na temblaku, sie­dząc na ganku u lekarza Własnowskiego /lekarz obwoduAK"Kefir"/. Tak miał wyczekiwać na Halickiego ,który mieszkał w pobliżu lekarza. Lekarz o niczym nie wiedział. W tym czasie przechodziło dwóch granatowych policjantów i widząc siedzącego zatrzymali go. Byłem wtedy przy pracy na moście, kierując robotą przy regulacji rzeki wsamym mieście. Widząc prowadzonego chłopca/20 lat/ uświadomiłem sobie, że to prawdopodobnie ów ochotnik dywersyjny. Wskoczyłem na rower któregoś robotnika i wyprzedzając prowadzonego udałem się na komisariat. Tamszybko opowiedziałem km-towi Sypkowi /nasz człowiek/ o moim spostrzeżeniu i poleciłem mu, aby natychmiast zabrał chłopca do siebie i z drugim policjantem /naszym człowie­kiem/ odwinął bandaż, zabrał o ile będzie pistolet, a następnie chłopca wypuścił jako rzeczywiście chorego. Tak też Sypek. uczynił i za 1/2 godziny wręczył mi pistolet. Ten niepoważny krok chłopca nie podobał mi się. Amatorowi udzieliłem nagany.
  Halicki naprawdę czuł nienawiść do tego co polskie i do Pola­ków. Wszędzie węszył i w każdym widział przestępcę nie tylko w stosunku do komunistów, lecz do każdego kto w Niemcach widział okupantai wroga.
Pewnego dnia Halick wyszedł ze swojego mieszkania i spotkał przed domem 2-ch osobników. Jednym z nich był mieszkaniec wsi Zarębki Andrzej Jadachznanyludowiec z przed wojny.Drugimbył obcy działacz BCh ps."Kocioł" z Trzebosi. Niespodobali się obaj Halickiemu. Zatrzymał ich i chciał legitymować Kocioła, Jadacha znał osobiście. Kocioł rzucił się do ucieczki w kierunku poblis­kiego lasku Werynia. Wtedy Halicki kazał wyprząść jadącemu woźni­cy konia, żona w międzyczasie wyniosła mu pistolet, tak rozpoczęła się pogoń. Halicki dopędził uciekającego i zaaresztował. Jadach zaś poszedł do domu. Na wieść o tym przygotowałem bojówkę do odbicia nieznanego mi człowieka, lecz Polaka. Po przybyciu bojówki dowiedzieliśmy się, że już został wywieziony samochodem do Tarnowa. Poprzez swoioh ludzi ostrzegłem Jadacha aby opuścił dom. Zlekcewa­żył ostrzeżenie. Nad ranem został aresztowany i później tak jak i "Kocioł" rozstrzelany. Pod tym samym zarzutem nielegalnej pracy aresztowano wtedy również w Zarąbkach Władysława Jadacha.Ten wrócił i żyje. O tym, że "Kocioł" był z BCh dowiedziałem się już póź­niej przy przejmowaniu plutonów BCh i włączeniu do AK.
Kiedy wreszcie miałem już zorganizowaną i trochę przeszkoloną dywersję przystąpiłem do akcji. Opracowałem plan przy udziale d-oy dywersji i "Górala". Likwidacjanastąpi w ratuszu t.j.w miejscupracy Halickiego o godz.8 rano. Do akcji wytypowaliśmy 4 ludzi:
"Dyzma","Cyran",,Yoker" i "Pasek".Dwóch ludzi było wewnątrz w holu, a dwóch na zewnątrz. Wszyscy uzbrojeni w pistolety.Ubezpiecze­nie i środki lokomocji przygotowane. Znak o przyjściu Halickiego daje "Góral". Faktycznie o godz. 8 punktualnie przyszedł Halicki do ratusza.Jego eskorta odeszła. Gdy wszedł do holu wówczas "Cy­ran" chce oddaćstrzał,lecz pech -"niewypał", wtedy "Yoker" próbuje lecz znów niewypał. Tymczasem Halicki wybiega na zewnątrz i ucieka. Pozostali przed ratuszem dwaj zamachowcy strzelają lecz już niecelnie. Niespodziewali się takiego obrotu sprawy. Halicki wpada do pobliskiej restauracji Filipkowej gdzie było dwóch SS-manów. Ci słysząc strzały i widząc wpadającego człowieka sądzili, że to zamachowiec i jeden z nich strzelił do Halickiego, lecz również nie trafił.Halicki po prostu rozum stracił. Oczywiście bojówka  sprawnie odpłynęła, a w 1/2 godz. później poszedł pościg i wrócił z niczym. Wszystko było przy gotowane, obmyślane, opracowane, lecz amunicja zawiodła.
Halicki po tym wypadku przestraszył się. Z mieszkania uczynił fortecę, przy której trzymali straż żandarmii i policja granatowa, wziął urlop i nigdzie się nie pokazywał. Niemcy chcieli go przenieść do Przemyśla, lecz odmówił twierdząc, że tam w nieznanym mu miejscu mogą go wykończyć. Zdawało się nam, że jest on nietykalny. On sam załamał się psychicznie i wyjechał z Kolbuszowy na 2 m-ce. Po powrocie przeniósł swój posterunek do budynku starostwa, gdzie mieściła się skoszarowana żandarmeria niemiecka i komisariat pol. granatowej. Teraz postanowiłem przystąpić do decydującej akcji. Ten wampir nie może chodzić bezkarnie. Zatwierdzam nowy plan, skład bojówki, uzbrojenie, ubezpieczenia, odskok, a przede wszystkim miejs­ce.Do akcji idą "Mazepa", "Sawa", "Yoker" i "Piotr". Uzbrojenie pis­tolety, pistolety maszynowe, granaty, akcja przy wejściu na rynek w czasie jego powrotu z pracy, wprowadza "Kłusownik". Skontrolowałem całość "wszystko gra". Dużo pomagał "Góral". 0 godz.16.00 15 marca 1943 r. idzle Halicki w towarzystwie "Górala" /naszego/ i 2 innych, na rynku zatrzymała się jakaś jednostka Wehrmachtu i dwa patrole żandar­mów. Zbliżył się do rynku, "Góral" zatrzymał się jakby w chęci za­palenia papierosa, a z nim inni. Wówczas "Sawa" wychodząc z restauracji Volksdeutscha Szymkowiaka oddaje jedną i zaraz drugą serię ze stena. Halicki ugodzony pada, pies ze skowytem ucieka, a "Mazepa" dochodzi do martwego Halickiego zabiera mu pistolet i cenny no­tatnik z listą podejrzanych. To wszystko trwa sekundy "Góral" pę­dzi w stronę poczty, jakby w pogoni za kimś, inni z eskorty za nim.
  Żandarmi zabarykadowali się w restauracji Żacha. Po jakiejś chwi­li oficer Wehrmachtu strzelając w górę zbliżył się do Halickiego,wtedy i żandarmeria wyszła z kryjówki, a nawet jeden z nich oddał serię ze schmeisera do niewidocznego już przeciwnika.Cała bojówka zwinnie, ustaloną drogą odwrotu znalazła się w bezpiecznym miejscu.Opuściłem i ja miejsce akcji. Pościg nic nie dał.Wieczorem mój lekarz obwodu, który dokonywał sekcjizwłok powiadomił mnieże strzały były skuteczne wszystkie t.j.14 sztuk wydobył z ciała zlikwidowa­nego nareszcie.
Na akcję odwetową, której spodziewaliśmy się i byliśmy przygo­towani nikt z Rzeszowa nie przybył.Niemcy urządzili Halickiemu pogrzeb. Nad mogiłą przemawiał Kreishauptman z Rzeszowa, który między innymi powiedział: "Zmarły tragicznie był jednym z wzorowych, i najbardziej oddanych z całego korpusu policji w Generalnejgubernii".
Ziemia kolbuszowska odetchnęła jak oświadczyła jedna z matek. Me wiem kto to uczynił - mówiła - lecz wiemy, że to prawdziwy Polak, obrońca nas nieszczęśliwych.
 14.01.64r.
 
/Boryna/
 
Halicki został pochowany na miejscowym cmentarzu. Po kilku dniach ufundowano mu grobowiec. Trzeciej nocy po odsłonięciu tego grobowca nastąpił tam wybuch i grobowiec ten rozleciał się w kawałki
To mój dopisek               BORYNA
 
 

Towarzystwo Miłośników Ziemi Ostrowskiej
tmzo-ostrowmaz@wp.pl
Rachunek bankowy
Bank Spółdzielczy

w Ostrowi Mazowieckiej
Nr rachunku

66 8923 0008 0000 0518 2000 0001

Linki