Rok założenia: 1962
w Ostrowi Mazowieckiej

Towarzystwo Miłośników Ziemi Ostrowskiej

„Cudze znać warto, swoje obowiązek …”  Zygmunt Gloger


Tereska

Zamieszczamy dziś dla Państwa wspomnienie o Pani Teresie Vogelgesang - wspaniałym człowieku i pedagogu.
Dziękujemy za możliwość publikacji autorce - pani Jadwidze Bednarczyk.

Teresa Vogelgesang - dr nauk humanistycznych pani profesor języka polskiego w liceum Ogólnokształcącym w Ostrowi Mazowieckiej
 
 
We wrześniu 1962 roku w jednej z klas pierwszych Technikum Ekonomicznego w Ostrowi Mazowieckiej pojawiła się szczególna uczennica. Dała się szybko zauważyć  w tłumie uczniów: nosiła codziennie dżinsy i jakieś obuwie sportowe. A nie był to jeszcze czas powszechnych spodni u dziewcząt. Jej koleżanki chodziły w sukienkach, spódniczkach  i bucikach na choćby niewielkich obcasach, a głowy ich , także eleganckie i modne, przypominały lakierowane hełmy. Tereska natomiast, swoje włosy, ciemne i lekko wijące się , często przeczesywała palcami w chwilach zastanowienia.
Szybka w myśleniu i działaniu, ostra w wydawaniu sądów, nieraz miała kłopoty w szkole. Nauka nie sprawiała jej żadnych trudności i nauczyciele szybko zorientowali się , że mają do czynienia z bardzo zdolną i pracowitą uczennicą. Szczególnie młodzi nauczyciele jak pani Iza Malinowska , matematyczka i pan Jan Kaczyński , polonista darzeni byli przez Nią sympatią i niemal uwielbieniem. Kochała wprost dowcipne powiedzenia pani Malinowskiej typu „ Jasne jak woda w studni w noc księżycową ”, „ Usiądź na czterech literach i poucz się ”   i wiele innych. Pan Kaczyński zaś uczył ukochanej literatury.
Potrafiła też być nieco złośliwa .Nauczycielowi zawodu, ku uciesze klasy , logicznie i zwięźle wytłumaczyła, że księgowość to nie nauka a szereg umiejętności.
Jej świadectwo maturalne zdobiły same bardzo dobre oceny. Zarówno z przedmiotów zawodowych jak i ogólnokształcących. Jedyne takie w historii szkoły.
W lipcu 1967 roku odwiedziła szkołę Jadwiga , jeszcze na granicy studenckiego życia i pracy zawodowej.
Pan Kaczyński zaproponował jej , by wzięła Tereskę na obóz studencki, bo dziewczyna dostała się na I rok polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i z radości przez wakacje „może  szkołę rozwalić ” . Były to czasy , gdy studiowanie było wyróżnieniem , a na studia z klasy dostawały się 1-2 osoby.
Jadwiga chętnie się zgodziła:
- Dobrze, jadę głownie z chłopakami. Będzie obierać kartofle na obiad do kociołka.
Nad Wigrami było cudownie, ale Teresa kartofli nie umiała obierać i nie chciała.
Potem był jeszcze jeden obóz, w Lalikach, gdzie Tereska konsekwentnie przeszkadzała w poważnej atmosferze kilku „skończonym” magistrom, przygotowującym się psychicznie do podjęcia pierwszej pracy zawodowej. Opędzali się od Niej jak od uprzykrzonej muchy. Któregoś wieczoru , przy ognisku, trochę z zażenowaniem Andrzej poprosił Jadwigę:
- Wiesz, nie strofuj tak Tereski , ona nie zna tego środowiska no i jest młodsza, cieszy się  
   inaczej ….
- Oho- pomyślała Jadwiga- Czyżby tu się coś działo?
I tak zaczęła się wielka miłość Tereski i Andrzeja , ich ślub odbył się  w ostrowskim kościele w 1973 roku.
Na Uniwersytecie Tereska też okazała się wybitną studentką .Zyskała sympatię  i przyjaźń niektórych profesorów, między innymi pani profesor Puzyniny. Jej przyjaźń trwa do dziś.
Była bardzo zorganizowana- zawsze miała wszystko wykonane na czas i to perfekcyjnie.
Dwoje Jej profesorów z Technikum Ekonomicznego, pan Jan Kaczyński i pani Iza Malinowska  z biegiem lat stawali się Jej przyjaciółmi. Rozmowy Teresy z nimi skrzyły się dowcipem, pięknem słów, radością życia i wskazywały na bogactwo intelektualne tych ludzi. Spotkania ich były zawsze przygodą.
Po pewnym czasie do tego grona doszedł znany Jadwidze a potem Teresce z czasów studiów , dominikanin z ulicy Freta ojciec Jerzy Kotara, wybitny tomista, przez kilkanaście lat wykładający na uniwersytecie we Fryburgu.
Środowisko , w którym przebywała Tereska, towarzystwo męża Andrzeja, ukształtowały w niej i umocniły odważną i głęboką religijność . A czasy były wrogie katolicyzmowi. Wierzącym nauczycielom , szczególnie szkół średnich utrudniano życie a zdarzało się , że usuwano z zawodu.
Tereska i Andrzej swoja wiarę łączyli z wykonywana pracą. Cenili w nich ten światopogląd co bardziej dojrzali uczniowie. Wielu młodych ludzi przejmowało sposób myślenia i postępowania swoich profesorów , ukazywany na lekcjach, w trakcie rozmów i wakacyjnych dyskusji przy ognisku . Wierzyli im tym bardziej , że przygotowani przez nich , dostawali się na studia, wygrywali konkursy i olimpiady przedmiotowe. Tereska i Andrzej  Vogelgesangowie  byli konsekwentni i przejrzyści w życiu i w pracy. Uczniowie to widzieli        i cenili. Niektórzy z uczniów po skończeniu szkoły tworzyli coraz większe grono ich przyjaciół.
Do nich należał przede wszystkim uczeń i wychowanek, późniejszy ksiądz Wojciech Nowacki, przez wiele lat pełniący funkcję rektora Seminarium Duchownego w Łomży.
To były piękne , pracowite , długie lata w życiu Tereski i Andrzeja Vogelgesangów. Urodziły się dzieci : Agnieszka, Michał i Dorotka – równie genialne jak ich rodzice.
Gdy miały zaledwie kilka lat , Tereska , zmagając się z opieką nad nimi i ich wychowaniem równocześnie pracując zawodowo- napisała i obroniła pracę doktorską z językoznawstwa.
Odtąd miała dużo satysfakcji ale i trudniej. Oprócz pracy w ostrowskim Liceum Ogólnokształcącym podjęła pracę na etacie w Kolegium Nauczycielskim w Ostrołęce. Dojeżdżała do nowej pracy dwa razy w tygodniu.
W tym też czasie zasadzili z Andrzejem na dwóch hektarach czarną porzeczkę. Dochód z niej i zebrane oszczędności pozwoliły na wybudowanie domu. Wprowadzili się , dzięki pracy Andrzeja , dość szybko do niego z całą rodziną. Tereska dzwoniła:
- Wiesz, jesteśmy szczęśliwi! Andrzej co rano staje na balkonie i śpiewa „ O sole mio”w otaczający las. Chyba zwariował z radości ! Ja chyba też!
Rzeczywiście , oboje byli zawsze trochę inni niż otoczenie, często krytycznie oceniani. Nieco „ zwariowani” w pojęciu nobliwego ostrowskiego środowiska.
To był piękny czas .Organizowaliśmy spotkania z nimi i Malinowskimi . Czasami przyjeżdżał o. Jerzy Kotara, bywała też Ewa Baluch z Krakowa. Mieszkaliśmy w wygodnych domkach z ogródkami, dzieci były coraz starsze, mądrzejsze. Wieczorami , nasyceni zapachem kwiatów , przy ognisku często wiedliśmy niekończące się rozmowy zaprawione żartami, dobrymi dowcipami. Syciliśmy się przyjaźnią .Piekliśmy kiełbaski, zjadaliśmy warzywa z działki a Malinowscy obdarzali wszystkich miodem z własnej pasieki. Szczęśliwi byliśmy w naszych rodzinach i ze sobą, wykonywaliśmy satysfakcjonującą pracę. Zdawała się , że będzie tak zawsze- dobrze i pięknie.
Ale to było ułomne, ziemskie i nietrwałe. Najpierw zmarł o. Jerzy, potem Ewa Baluch- Wilk.  A Tereska?
Jeszcze w atmosferze radości Tereska i Andrzej obchodzili 30. rocznicę ślubu. Jedliśmy złowione i przygotowane przez jubilata ryby. Andrzej wręczył Teresce 30 pięknych róż herbacianych . Jadwiga na fali dawnych dowcipów , obdarowała przyjaciół poduszką , na której Tereska miała odpoczywać po trudach pracy na zbliżającej się emeryturze. Po którymś toaście „ ku czci” Tereska zwierzyła się z planów na najbliższy czas:
- Rzeczywiście ,wkrótce pójdę na emeryturę . Będę już tylko dojeżdżać na dwa dni pracy w tygodniu  do Kolegium w Ostrołęce. Będę wreszcie wypoczęta i usatysfakcjonowana- cieszyła się .
Stał się inaczej. Jesienią nastąpił pierwszy rzut strasznej choroby. Po operacji , cierpieniach i żmudnej rehabilitacji – chora wracała powoli do sprawności. Znów były plany, marzenia.
Jednak w lutym 2005 roku , w czasie wizyty u rodziców Andrzeja , w Krakowie- nastąpiło drugie uderzenie. I znowu ciężka , bolesna walka Tereski i Andrzeja o choćby najmniejszy ruch małego palca. Jeszcze uskrzydlały nadzieja słowa prowadzącego lekarza-profesora:
- Za parę miesięcy wejdzie pani na własnych nogach do mojego gabinetu. Obiecuję to pani !
Niestety na własnych nogach nie stanęła już nigdy i nie poruszyła nawet najmniejszym palcem.
Andrzej dużo pracował, oszczędzał , by zdobyć profesjonalny sprzęt rehabilitacyjny i kupić odpowiednio przystosowany samochód. Starał się , by się nie czuła wyobcowana ze świata, by brała udział w życiu. Jeździli w góry, do Krakowa, nad morze. Zwiedzali muzea, wystawy. Kupowali w sklepach, bywali nawet w kawiarniach i restauracjach. Razem wybierali sprzęty do domu , firanki , obrazy.
Znajomi i przyjaciele starali się choć trochę o nich pamiętać . Odwiedzali , bawili rozmową  i …odchodzili  bogatsi duchowo i wzmocnieni wielkim oddaniem sobie tych dwojga, którym , zdawało się , los ? Bóg ? odebrali wszystko, a oni mieli jeszcze tak wiele, że innych obdarowywali swoją siłą.
Przychodzili emeryci z dobrym słowem i dawni uczniowie z radością życia i czym kto mógł. Małgosia Malinowska np. z makowcem na święta( doszła w jego pieczeniu do perfekcji), Bartek – chrześniak z kwiatkiem na imieniny czy święta.
Dzięki cudownej opiece męża Andrzeja , który był przy niej dzień i noc i zgadywał nawet niewypowiedziane prośby – żyła jeszcze 10 lat.
Mówiła do koleżanki:
- Czy mnie teraz boli? Boli zawsze , mimo uśmierzających środków. Musiałam nauczyć się żyć z bólem. Ciągłym bólem.
Zadzwoniła do niej jeszcze na dwa tygodnie przed śmiercią .(Miała urządzenie do którego mówiła)
- Wiesz, przeżyłam najwyższą radość podczas ostatnich odwiedzin księdza Wojciecha.    
  Przyjechał , jak zwykle , z komunią świętą . Ale tym razem obrzęd zamienił w prawdziwą
   uroczystość. Pięknie przygotował stół i założył stosowne szaty liturgiczne. Czułam się tak,
    jak w wielkie święto w kościele. A to przecież było tylko dla mnie jednej ! Tyle starania !          
    I radości …
I to była ich ostatnia rozmowa, a jej chyba ostatnia radość. Dopadła ją , wycieńczoną wieloma chorobami, sepsa.
Skończyło się piękne, odpowiedzialne życie.
Potem były już tylko uroczystości pogrzebowe z mnóstwem ludzi, którzy naręczami kwiatów zasypali świeżą mogiłę. Wśród setek wiązanek były i różyczki z szarfą od chrześniaka Bartka:
„Dziękuję Ci , Ciociu” Jakoś cieszył się po swojemu w ten żałobny czas:
- Jak to dobrze ,że ostatnio, w okresie świątecznym byłem u Niej i długo rozmawialiśmy.
Żegnały Ją dzwony kościelne, deszcz, wiatr, ludzkie tłumy. Wychowanek , ksiądz Wojciech pożegnał Ją mądrym, serdecznym przemówieniem- ostatnim „ wypracowaniem- rozprawką” dedykowanym swojej polonistce.
Nad grobem przemówili jeszcze do niej i o Niej profesor Jan Kaczyński i były dyrektor Liceum Ogólnokształcącego , Tadeusz Zaniewski.
Ci, którzy jeszcze pozostali z dawnego Technikum Ekonomicznego pożegnali Ją krótkim nekrologiem – curriculum vitae.
Na koniec zwrócili się do Niej:
- Bądź stale blisko nas!
Wierzymy przecież , że jest jeden wspólny świat, żywych i umarłych. Inaczej byłoby bez sensu.
 
 

Towarzystwo Miłośników Ziemi Ostrowskiej
tmzo-ostrowmaz@wp.pl
Rachunek bankowy
Bank Spółdzielczy

w Ostrowi Mazowieckiej
Nr rachunku

66 8923 0008 0000 0518 2000 0001

Linki